Jak fotografować w swoim stylu?

Dziś na blogu pierwsza porcja moich przemyśleń fotograficznych. Przygotujcie kawę/zaparzcie herbatę i poczytajcie. A potem powiedzcie mi, co o tym myślicie 🙂

Bardzo często dostaję na maila/na FB/na Instagramie pytania o to jak uzyskuję taki efekt, jaki możecie zaobserwować na moich zdjęciach. Jak to robię, że moje zdjęcia są jasne, spójne, świetliste, pastelowe, naturalne? To Wasze słowa z pytań do mnie, ale faktycznie – nie wyrzuciłabym z tych przymiotników żadnego, gdybym sama miała siebie opisać 🙂 Pozwolicie, że opowiem Wam moją historię?

Tak naprawdę przygoda z własnym stylem zaczęła się dawno temu, na samym początku mojego fotografowania.

Najpierw podkradałam aparat mojemu szwagrowi – opiekowałam się jego synkiem, który często służył mi za modela. Potem kupiłam swoją pierwszą lustrzankę z kitowym obiektywem i fotografowałam wszystko dookoła. Dosłownie wszystko 🙂 Patrząc na te zdjęcia byłam sfrustrowana – wiedziałam co chcę osiągnąć, a nie umiałam tego zrobić. Patrzyłam na portrety małego Franka i denerwowałam się, że nie wyszły takie, jak zamierzałam. Po co Wam to mówię? Żebyście uświadomili sobie, że każdy (każdy!) kiedyś zaczynał. Każdy dobry fotograf zrobił w swoim życiu mnóstwo kiepskich zdjęć, zanim dotarł do punktu, w którym jest teraz. To, że tego nie widzimy na stronach czy w portfolio, nie znaczy, że tego nie było 🙂 Tak – u mnie też.


Jak wypracowałam własny styl?

Wypracowałam to bardzo trafne określenie. Pracowałam nad tym długo, wytrwale i czuję, że pracować tak będę do końca życia. Od zawsze kochałam się namiętnie w bielach i fotografii w stylu high key. To, co teraz robię nie do końca ma wiele wspólnego z tą techniką, ale dało mi mocne podwaliny.

Biel stała się moją mocną stroną i dlatego stosowałam/stosuję ją wszędzie tam, gdzie mogę/chcę. Nie przejada mi się, nie nudzi, na niej opieram swoje prace – szukam jej wszędzie gdzie tylko mogę. Oczywiście, przechodziłam przez etap nasyconych kolorów, mocnych filtrów i akcji w Photoshopie. Na szczęście szybko mi przeszło, bo dostrzegłam, że najlepiej wychodzi mi naturalność.

Oczywiście – biel nie zawsze jest obecna w 100% na moich zdjęciach. Trudno jej szukać w zielonym parku czy drewnianym kościele. Ale to właśnie jej rozproszenie w delikatnych kolorach, pastelach, świetle pomaga mi zachować mój własny styl. To nie kwestia ustawień w aparacie, jakie stosuję. Ustawienia zmieniają się z pleneru na plener, nie jest też tajemnicą, że uwielbiam przysłonę f/1.4 i ekspozycję podniesioną do +1,5. Ja naprawdę wczuwam się w te zdjęcia. Wiem, jak one mają wyglądać zanim je jeszcze zrobię. Ba, wiem jak chcę je obrobić zanim je zrobię 😉

Wspominałam o tym w ostatnim wpisie – jak ważne jest to, żeby czuć fotografię. Żeby umieć przekazać swoje emocje poprzez zdjęcia. Nieraz zdarzało mi się na sesji usłyszeć – naprawdę, tu robimy zdjęcia? W tych krzakach/na tym tle? Tak – bo potrafię dostrzec to, obok czego inni ludzie przechodzą obojętnie 🙂 Wiecie, jakie to cudowne uczucie?

Fotografując staraj się pokazać to czego bez ciebie, nikt by nie zobaczył.
R. Bresson


Gdzie ujawnia się styl?

Mam problem z niektórymi fotografami – i nie wiem jeszcze jak go rozwiązać 🙂 Być może nie wszyscy się ze mną zgodzą w tym punkcie, ale uważam, że styl powinien być spójny. Trochę mnie boli, kiedy widzę fotografa, który na swój oficjalny profil/fanpage wrzuca świetne zdjęcia, a prywatnie ta estetyka kompletnie mu umyka. Nie wierzę wtedy takim ludziom i uważam, że jednak nie są do końca szczerzy w tym co robią.

Oczywiście nie jestem restrykcyjna i bardzo surowa w takich osądach, ale jeśli czyjaś oficjalna stylistyka tak bardzo odbiega od rzeczywistości – nie znajduję usprawiedliwienia. Ktoś może mi zarzucić, że zdjęcia wykonywane profesjonalnym sprzętem fotograficznym (w domyśle – dla klientów), a zwykłym telefonem (w domyśle – dla siebie) to dwie różne bajki. Otóż, moi drodzy nie 🙂 Jeśli chcesz mówić o sobie, że masz swój niepowtarzalny styl i Twoje fotografie są rozpoznawalne – dąż do tego, by objawiało się to nie tylko w starannie obronionych zdjęciach na stronie!

Dla przykładu – 90% moich zdjęć na Instagramie zrobionych jest telefonem. Czy one bardzo odbiegają stylistyką od zdjęć, które znajdziecie tu na stronie? Nie. Co więcej, dużo klientów przyszło do mnie właśnie z Instagrama, bo spodobało im się to, co tam pokazuję.

Tworząc spójne stylistycznie zdjęcia jestem dużo bardziej przekonująca niż ktoś, kto nie zwraca na to uwagi 🙂


Chodzenie na kompromisy – czy trzeba?

Nie ma tak prosto. Prowadząc firmę i zarabiając na fotografowaniu często muszę się zmierzyć z przeciwnościami losu – i nie mówię tu tylko o ZUSie :). Pierwsza rzecz jaka przychodzi mi do głowy (Wam może też), to klienci. Przecież nie wszyscy lubią takie fotografie. Nie wszystkim się podobają pastelowe zdjęcia. Nie wszyscy potrzebują takiej stylistyki. To prawda – ale kto powiedział, że masz zgarnąć dla siebie wszystkich klientów świata? 🙂

Na początku często musiałam się zmierzyć z innymi oczekiwaniami klientów i czasem pójść na kompromis. Potrzebowałam tego, żeby po prostu na siebie zarobić. Od samego początku jednak wiedziałam, że kompromis to nie to samo, co pójście całkowicie na rękę. To mały krok z mojej strony i mały ze strony klienta. Wiedziałam, że jeśli chcę zbudować sobie spójną i wyraźną markę, nie mogę robić wszystkiego – nawet jeśli miałoby się to wiązać z utratą zlecenia. Czasem ludzie (nawet bliscy) nie bardzo rozumieli o co chodzi, więc często słyszałam:
– jak to, przecież jesteś fotografem – umiesz robić zdjęcia, więc zrób też i takie!

Problem tkwił w tym, że wiedziałam, że odejście od mojej stylistyki będzie się wiązało z późniejszymi konsekwencjami: brakiem spójności, niezdecydowaniem, elementami nie pasującymi do całego portfolio. Nie lubię takiego misz-maszu i uważam, że jeśli ktoś jest dobry we wszystkim, to znaczy, że prawdopodobnie nie jest wybitny w niczym szczególnym. Na jednego klienta, którego odprawię (bo nie chciał zdjęć w moim stylu), przychodzi kilku takich, którzy chcą mnie właśnie ze względu na mój styl. I jestem z tego dumna! Konsekwencja w działaniu popłaca: teraz moi klienci wiedza dokładnie czego się spodziewać, a ja wiem, że nie będą zawiedzeni oglądając efekt końcowy!

Chodzenie na kompromisy to nie tylko relacje z klientami. Mi ostatnio zmienił się zupełnie krajobraz! Tak dosłownie – z Warszawy wyniosłam się do słonecznej Barcelony. I choć cieszę się  tym słońcem niezmiernie,  przez pierwszy miesiąc myślałam, że nigdy nie zrobię tu ładnego zdjęcia. Wracałam ze spacerów z pustą kartą, prawie płakałam ze złości na warunki, jakie tu zastałam – mocne słońce i ostre światłocienie. Musiałam wziąć głęboki oddech i na początku przeprosić się z obiektywem 35mm (Sigma, seria Art), z przysłoną powyżej f/4 i szerokimi kadrami 🙂 Nie było łatwo, ale jak zobaczyłam że się da, powolutku wróciłam do ukochanej 50-tki (również Sigma, seria Art) i zaczęłam na nowo oswajać to miasto. Teraz na blogu możecie już zobaczyć kilka sesji, jakie udało mi się wykonać w Barcelonie – zazwyczaj pod wieczór, w dość bezpiecznej złotej godzinie 🙂


Różne style fotografowania – to lubię!

To nie jest tak, że mając jakiś określony styl nie można kochać innych. Ja uwielbiam oglądać prace innych fotografów, często bardzo-bardzo różniących się stylem od mojego. Często podziwiam zamglone, rustykalne, ciemne portrety i uważam, że ten trend powinien trwać jak najdłużej, bo jest po prostu piękny. Czasem warto też wyjść poza swoją strefę komfortu i spróbować czegoś innego – to też czasami robię.

Jak więc znaleźć swój styl?

Przede wszystkim dużo ćwicz. Sprawdź w czym czujesz się najbardziej komfortowo, jaka fotografia sprawia Ci najwięcej radości. Tylko robiąc coś z prawdziwą przyjemnością, będziesz w tym szczery i prawdziwy. Podpatruj innych, dużo czytaj o różnych stylach fotografii – może przez zupełny przypadek znajdziesz coś, co Cię zachwyci i wciągnie bez reszty?

Powiedzcie mi – jakie macie doświadczenia ze stylem? Szukacie go nadal czy może już znaleźliście? Chodzicie na kompromisy? Czy macie problemy z utrzymaniem spójności stylu? A może macie do mnie jakieś pytania? Porozmawiajmy! 🙂